Jeżeli chcemy się przebijać na "ekspertów", to trzeba by było wcześniej zdefiniować to pojęcie. Masz rację, że Binienda nie jest polskim odpowiednikiem profesora, ale nie masz racji, że nie był ekspertem NASA. Nie trzeba być zatrudnionym przez kogoś na etacie, żeby być ekspertem. NASA finansowała jego badania, z których później korzystała. Wg mojego słownika, to pozwala nazwać go "ekspertem" NASA. Jego osiągnięcia, w tym przyznane granty i nagrody, są dowodem na to, że nie jest idiotą. Dlatego należy posłuchać co ma do powiedzenia. Co do Artymowicza, to taki z niego ekspert, jak ze mnie szwaczka, no ale nie zabraniam nikomu w niego wierzyć. Chciałbym zauważyć, że Binienda to ani nie jedyny, ani nie najważniejszy "ekspert", który się zajmuje sprawą.Zigi pisze:Pamiętaj, że są też eksperci, zatrudnieni za Oceanem, jak Artymowicz, którzy z Biniendą polemizują i przedstawiają dowody przeciwko jego tezom. Na marginesie, irytuje mnie przedstawianie Biniendy jako profesora (kilka komentarzy powyżej) - Binienda nie ma tytułu naukowego profesor, tylko jest zatrudniony na stanowisku profesora (ang. Professor), czyli wykładowcy. Dla jasności, Artymowicz także nie jest profesorem, tylko podobnie jak Binienda, doktorem. Renoma pana Biniendy też jest podważana. W każdym bądź razie nigdy nie był zatrudniany, ani nie był ekspertem NASA, jak się czasami przedstawia.Coś tam pisze:prędzej uwierzę Biniendzie, który występuje jako ekspert niezależny z własnej inicjatywy, ma kupę osiągnięć i raczej nie jest jakimś wypierdkiem, bo Amerykanie nikogo takiego by nie zatrudniali na poważnych stanowiskach niż panu Laskowi
Pienio, pytałeś o listę. Bez problemu można ją znaleźć w necie. Zaznaczam, że istnieje różnica między zespołem parlamentarnym ds. badania katastrofy, ekspertami z nią współpracującymi oraz naukowcami zrzeszonymi wokół konferencji smoleńskiej. To trzy różne grupy. Część nazwisk ekspertów, wspomnianych przez Bubę, znajduje się w "Raporcie smoleńskim. Stan badań" z dnia 10 kwietnia 2013 roku, s. 74-76, póki co wciąż do znalezienia w sieci. Lista 100 naukowców wspomagających i podpisujących się pod głoszonymi tezami, jest do znalezienia na stronie konferencji smoleńskiej, zakładka program konferencji streszczenia referatów. Wszystkie informacje zgromadzone w raporcie oraz na stronie konferencji bardzo dobrze pokazują niekompetencję obecnej władzy i oficjalnej komisji. Wystarczy chcieć poczytać.
Przeczytałem już wszystkie raporty i książki na ten temat (obu stron). Jedna z ciekawszych, uzupełniająca powyższe gdybania o stanie państwa i kto nim steruje to "Smoleńsk. Pułapka Tajnych Służb" Aleksandra Ściosa. Polecam, kilka ciekawych suchych faktów każdy dla siebie znajdzie.
Co do naukowców, którzy chcą pozostać anonimowi, to wcale im się nie dziwię. W końcu słynny Seryjny Samobójca za rządów PO wciąż grasuje. To oczywiście całkowity zbieg okoliczności, że już prawie 20 osób związanych, mniej lub bardziej, z katastrofą smoleńską popełniło samobójstwo lub zginęło w wypadku. To całkowity zbieg okoliczności, że zazwyczaj owi samobójcy podważali oficjalną wersję wydarzeń lub zajmowali się badaniem newralgicznych elementów owej katastrofy. Jak zostało napisane kilka postów wyżej, to całkowity przypadek, że zazwyczaj samobójcy ginęli w piątek lub w sobotę wieczorem, ponieważ jak wiadomo w weekend toksykolodzy nie pracują. Oczywiście logiczne jest, że nikt z samobójców nie zostawił listu pożegnalnego, a część z nich umawiała się na spotkania na następny tydzień. Każdy zawodowy samobójca by tak postąpił, to logiczne Jakiś frajer w to wierzy? To pytanie retoryczne. Skoro ludzie uwierzyli w "politykę miłości ala Niesiołowski", "drugą Irlandię", "niższe podatki" czy "by żyło się lepiej wszystkim", to i w to uwierzą.
Ze wszystkich niby-samobojców, najciekawszy jest przypadek technika pokładowego Jaka-40 Remigiusza M., który od początku twierdził, że słyszał coś zupełnie innego, niż jest w oficjalnych stenogramach (była komenda zejścia na 50m, a nie jak się nam wmawia na 100m). Oczywiście polska prokuratura ignorowała to co mówił. Pilot Jaka do dziś potwierdza zeznania nieżyjącego kolegi. To o tyle ciekawe, że prawie każda przebitka słowna z wyznawcami Laska kończy się na argumencie ostatecznym, że przecież na stenogramach coś słychać / czegoś nie słychać. No to podsumujmy co wiemy na temat czarnych skrzynek, na bazie których sporządzono stenogramy:
- Do dziś nie odnaleziono jednej czarnej skrzynki (ktoś w to wierzy?). Rozumiem, gdyby samolot wpadł do Rowu Mariańskiego ale podobno tylko walnął w drzewo, więc jakim cudem nie można jej odnaleźć?!
- Oryginały pozostałych czarnych skrzynek są w Rosji.
- Rosjanie potwierdzili, że zabezpieczyli i zaczęli badać czarne skrzynki zanim polscy śledczy w ogóle dotarli do Rosji.
- Czarne skrzynki zostały przewiezione do Moskwy ze Smoleńska w kartonach, których nikt z polskiej strony nie raczył sprawdzić.
- My mamy kopie, które były przegrywane w ten sposób, że polski prokurator stał obok nic słysząc, ponieważ Rosjanie przegrywali to ze słuchawkami na uszach.
- Kopie przed przekazaniem polskiej stronie zostały zabezpieczone w sejfie, zamkniętym za pomocą TAŚMY I KLEJU
- Okazało się, że coś się nie tak przegrało i na jednej z kopii brakuje 6 końcowych sekund, więc poleciano znowu do Moskwy dogrywać końcówkę... Nie wspominam już, że chodzi o kluczowe sekundy.
- W jednej z pierwszych wersji stenogramów piloci na sam koniec krzyczeli "O Jezu!", w obecnej wersji "K...a mać!". Co będą krzyczeć w trzeciej? Heloł Sherlock!
- Dobrze wyszkoleni wojskowi piloci, po tys. godz. ćwiczeń, symulacji w różnych warunkach, (katastroficznych też) jak przyszło do realiów, kiedy Tupolew zderzał się z przeszkodami, walnął w brzozę, zgubił część skrzydła, przyspieszył, nabrał trochę wysokości, zrobił półbeczkę, jedyna reakcja 4 osobowej załogi, ba, MAK i Miller dodali piątą, była „K...a m.ć!” 2-ego pilota na początku zderzenia, potem całkowita cisza, i po 6 sekundach, krzyk „K......aaaa...!” nierozpoznanej osoby na koniec. To dopiero! Po prostu brakuje - „Co to było, Co się stało, Co się dzieje, Pociągnij do góry, Wyrównaj, Rozbijemy się!” z 4 lub 5-ciu możliwych ust. Zupełnie NIC! Owszem, była prawidłowa, adekwatna do sytuacji słowna reakcja „K...a m.ć!” 2-ego pilota, ale potem – TA KOMPLETNA CISZA, i końcowa „K......AAAA…” NIEZNANEJ OSOBY? Kupujecie to? Rozsądny kupi? Tym bardziej kiedy porównamy do ostatniej historii zwyczajnych kobiet, które nie miały zielonego pojęcia gdzie pedał gazu, gdzie hamulec, a jednak po nagłym zasłabnięciu kierowcy kursowego autobusu PKS, w okropnych nerwach przejęły ster, i robiły wszystko by wyjść z opresji, a nie tylko okrzyk „K...a m.ć!”, potem CISZA, i na koniec „K......aaaa...!”. Ta historia miała szczęśliwy koniec. Wiem, że w Smoleńsku sytuacja załogi była beznadziejna, ale nawet w wesołym miasteczku, podczas zabawkowej jazdy rollercoasterem więcej osób przeraźliwie krzyczy.
Itd. Dalej mi się nie chce pisać.
Wniosek: Mam prawo wątpić w wiarygodność stenogramów.
Na koniec tego przydługiego posta dodam kolejny przykład obalonego kłamstwa Laska i spółki. Do tej pory twierdzili, że nikt nie przenosił części wraku samolotu. Dziś stwierdzili, że jednak części były znoszone w okolice kadłuba, co wskazuje, że rozrzut szczątków samolotu był większy niż w oficjalnej wersji. Co ciekawe stwierdzili również, iż celowo zignorowali tę informację, uznając ją za nieistotną Bo to oczywiście mało istotne, że części samolotu leżały w tak dużej odległości od wraku, że niemożliwe było to do osiągnięcia w przypadku zwykłego uderzenia w drzewo Ręce opadają.